Artykuł ks. Waldemara Turka pt. “Różany cmentarz” ukazał się w 2020 roku na łamach Tygodnika IDZIEMY (nr 29/2020). Za zgodą Autora i Wydawcy publikujemy go w całości na naszej stronie. Dodatkowo, pod artykułem zamieszczamy kilka zdjęć przesłanych nam przez ks. W. Turka

Po modlitwie w bazylice w Loreto udaję się na polski cmentarz. Powstały w 1944 r., znajduje się zupełnie blisko Sanktuarium Świętego Domku, z urzekającym widokiem na dolinę i odległe jedynie o jakieś 4 km Morze Adriatyckie. Spoczywa tu 1090 żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, którzy polegli w walkach na froncie adriatyckim, w bitwach o Ankonę i Loreto, nad rzeką Metauro i na Linii Gotów, o czym informują napisy na kamiennym cokole w centrum nekropolii. Na ołtarzu umieszczono kopię obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Dlaczego właśnie ta Matka Boża? Wielu pochowanych tu żołnierzy pochodziło ze wschodnich terenów przedwojennej Polski. Byli w zdecydowanej większości katolikami, ale miejsce wiecznego odpoczynku znaleźli tutaj także Żydzi, ewangelicy, prawosławni, a nawet jeden muzułmanin.
Po tym, jak Polacy zdobyli Monte Cassino, Korpus Polski otrzymał zadanie działań ofensywnych w regionie nad Adriatykiem. Naszych rodaków wspomagali w walce nieliczni Włosi i Brytyjczycy. Bitwa loretańska miała miejsce na początku lipca 1944 r. Polacy nie tylko wyzwolili miasteczko, ale i z poświęceniem uratowali sanktuarium od pożaru, spowodowanego przez niemieckie bombardowanie. Zrozumiała jest w tym kontekście sympatia, jaką żołnierze polscy zyskali u kapucynów i miejscowej ludności. Wieści o ich bohaterstwie dotarły do Watykanu, a Pius XII wysłał im podziękowanie.
SŁUŻBA NAZARETANEK
W Loreto w 1946 r. pojawiły się zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu – nazaretanki. Zamieszkały blisko bazyliki i cmentarza. Realizowały w ten sposób marzenie założycielki, bł. Marii od Pana Jezusa Dobrego Pasterza – Franciszki Siedliskiej, która w szczególny sposób ukochała to miejsce. Często je odwiedzała, często się tu modliła, odkrywając tajemnicę Najświętszej Rodziny, która stała się duchową inspiracją dla założonego przez nią później zgromadzenia. Niewielka wspólnota rozpoczęła posługę, biorąc pod uwagę potrzeby lokalnej społeczności włoskiej, ale w sposób szczególny troszczyła się o swoich ziomków. Najpierw zatem siostry niosły pomoc polskim żołnierzom, z których wielu po zakończeniu wojny pozostało w Italii. Brały udział w łączeniu polskich rodzin, rozdzielonych na skutek działań wojennych. Opiekowały się sierotami z rodzin polsko-włoskich.
Już w 1946 r. gen. Władysław Anders napisał oficjalną prośbę do przełożonej generalnej nazaretanek, matki M. Bożeny Staczyńskiej, aby wspólnota w Loreto zaopiekowała się polskim cmentarzem. Dokument przekazania cmentarza zgromadzeniu został podpisany 6 sierpnia 1946 r. w Rzymie, w Kurii Generalnej zgromadzenia przy Via Machiavelli 18. Byli obecni m.in. bp Józef Gawlina (reprezentujący kard. Augusta Hlonda), przedstawiciele wojska z płk. Ludwikiem Piątkowskim, siostry z Rady Generalnej zgromadzenia. W dokumencie czytamy: „Teraz 2 Korpus, który, na mocy niedawnego traktatu pokojowego, przygotowuje się do opuszczenia Włoch, pragnąc, aby cmentarz, na którym spoczywają, w cieniu drogiej Madonny Loretańskiej, najlepsi synowie szlachetnego i mężnego Narodu Polskiego, był należycie i pobożnie strzeżony, poprosił Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu (…), które posiada w Loreto dom, położony blisko samego cmentarza, aby przejęło zadanie opieki i troski o cmentarz, tak aby nad snem pochowanych walecznych żołnierzy czuwały Siostry z ich dalekiej ukochanej Ojczyzny” [tłum. xwt].
ZGARBIONA NAD GROBAMI
Zgromadzenie oddelegowało do tej posługi s. Krzysztoforę (Eleonorę Wojtas, ur. 7 grudnia 1885 r.), która opiekowała się grobami przez 19 lat. Miała utrzymywać porządek na cmentarzu, troszczyć się o krzewy i kwiaty oraz przygotowywać znicze na uroczystości, zwłaszcza Wszystkich Świętych. Siostra wzięła sobie do serca wszystkie te zadania. Z zapisków nazaretanek z tamtego okresu dowiadujemy się, że groby były pozarastane chwastami i trzeba było rozpocząć od ich usuwania, mogiła po mogile. Chodziło o pracę mozolną, wymagającą wysiłku fizycznego, wszak klimat w Loreto sprzyja bujnej wegetacji. Z upływem czasu groby stawały się coraz bardziej zadbane, a na każdym pojawiły się żywe róże, wyhodowane przez s. Krzysztoforę. W krótkim czasie cmentarz przekształcił się w piękny ogród, nad którym w czasie świąt narodowych powiewała biało-czerwona flaga.
Przypominam sobie w tym miejscu świadectwo, jakie dał o. Antonio Salvi, kapucyn, Włoch, mój starszy kolega z biura w watykańskim Sekretariacie Stanu, który przebywał w Loreto na studiach teologicznych od 1963 do 1967 r. W wolne czwartki miał zwyczaj odbywania spaceru w kierunku morza, który rozpoczynał właśnie od cmentarza polskiego. Kiedy znalazł się tam po raz pierwszy, odniósł wrażenie, że był to ogród botaniczny, dopiero po chwili zorientował się, że jest w tak szczególnym miejscu. Siostrę Krzysztoforę widział kilkakrotnie, zgarbioną, pracującą nad grobami, choć nigdy z nią nie rozmawiał. Później żałował, że nie próbował zamienić z nią choć kilku słów, bo siostra była bardzo znana i szanowana w całym Loreto. Prowadziła z żołnierzami swoisty dialog i była dla nich matką i opiekunką.
WSZYSTKICH PO IMIENIU
Jeden z byłych żołnierzy 2 Korpusu tak wspomina swoją wizytę w Loreto w czasach posługi s. Krzysztofory: „Loreto znajduje się blisko Porto Recanati. Poszliśmy pieszo, drogą na przełaj, ścieżkami. Przybyliśmy do stacji, kierując się do sanktuarium i doszliśmy do cmentarza polskiego. W dni powszednie wchodzi się do niego przez bramę od strony ołtarza. (…) Było lato i cmentarz był pełen róż. Róże były wszędzie, w każdym miejscu wzgórza, między grobami, pięły się pod murem. Nazwałbym go: ogród różany. Szukałem mojego brata Antka. Wielu z nich tam spoczywa. Zszedłem po schodach i spotkałem siostrę nazaretankę, która troszczy się o cmentarz. Była szczupła i niska, cała zgarbiona, i kiedy próbowała się wyprostować, pomagała sobie ręką, dotykając kręgosłupa. Jej ręce były zdeformowane przez artrozę. Zapytałem o Antka. Natychmiast mi wskazała, gdzie spoczywa. Zapytałem o Bolka. Znała miejsce także jego pochówku. Znała wszystkich »swoich chłopców«, jak mawiała. Nie tylko z nazwiska, ale po imieniu. Wydawało się to rzeczą niemożliwą, bo zmarłych jest tam tak wielu. (…) Zawsze, kiedy byliśmy we Włoszech, szliśmy na grób Józka na cmentarzu Monte Cassino i Antka i Bolka na cmentarzu w Loreto. Tak poznaliśmy s. Krzysztoforę, nazaretankę. Nigdy nie chciała zrobić z nami zdjęcia, mówiąc, że nie pozwala na to przełożona” [tłum. xwt].
S. Krzysztofora, niezwykle skromna, starała się być w cieniu w trakcie uroczystości, zwłaszcza gdy do Loreto przybywali przedstawiciele hierarchii kościelnej, przywódcy wojskowi czy władze cywilne. Pielgrzymi polscy byli głównie z emigracji, bo z ojczyzny trudno było wtedy wyjechać. Niektórzy szukali ojców, braci, synów, przyjaciół. Chcieli się pomodlić za żołnierzy i ojczyznę. W 1953 r. przybył tu gen. Józef Haller, który uczestniczył we Mszy Świętej w sanktuarium, a później modlił się na cmentarzu. W tym samym roku Loreto nawiedził kard. Stefan Wyszyński, który prosił zgromadzonych o modlitwy w imieniu ukochanej i cierpiącej Polski. W 1964 r., w 20. rocznicę bitwy o Monte Cassino, do Loreto przyjechali generałowie Władysław Anders i Bolesław Bronisław Duch, którym towarzyszyło ok. 1,5 tys. gości z różnych części świata i Loreto. Bezpośrednim świadkiem tych wszystkich wizyt, spotkań i uroczystości była s. Krzysztofora, spełniająca gorliwie swoją funkcję aż do śmierci w 1967 r.
Nie doczekała siostra, niestety, wizyty najważniejszego gościa: 8 września 1979 r. przybył do Loreto Jan Paweł II, aby celebrować święto Narodzenia Matki Bożej. Nawiedził także cmentarz, na którym wspomniał bohaterskich żołnierzy polskich, którzy – jak powiedział – dali życie za zwycięstwo miłości i wolności nad nienawiścią i przemocą.
DWA BUKIETY
Dzisiaj na polskim cmentarzu w Loreto nie ma róż, ale nekropolia jest schludnie utrzymana. Panuje tu trudny do opisania klimat, który odczuwamy, gdy chodzimy między grobami, patrzymy na imiona i nazwiska pochowanych żołnierzy, zwykle bardzo młodych, gdy spoglądamy na flagi polską i włoską, dumnie powiewające nad cmentarzem, na kopułę pobliskiej bazyliki Matki Bożej, na Morze Adriatyckie…
Wszystko to przeżyłem kilkanaście dni temu. I jeśli kiedyś wrócę do Loreto, kupię dwa bukiety biało-czerwonych róż: jeden złożę na ołtarzu cmentarnym żołnierzy polskich, a drugi na grobie s. Krzysztofory, spoczywającej na cmentarzu komunalnym.
Przygotowując tekst, korzystałem
m.in. z opracowania Loreto: il cimitero polacco,
B. Jackiewicz i G. Campana,
Regione Marche, 2007
GALERIA ZDJĘĆ
(fot. ks. Waldemar Turek)









(arb)
Commenti