Dnia 22 sierpnia 1964 roku zmarła w Rzymie Helena z Woyniewiczów Makowska – polska aktorka, gwiazda kina niemego. Została pochowana na cmentarzu Campo Verano. Poniżej przedstawiam kilka artykułów poświęconych artystce, opublikowanych na łamach polskich czasopism wydawanych poza krajem. Wszystkie publikacje znajdują się w zbiorach Papieskiego Instytutu Studiów Kościelnych w Rzymie.
W 2015 roku, z okazji 51. rocznicy śmierci Heleny Makowskiej, na stronie www.naszswiat.net (obecnie nieistniejącej) przypomniałam wywiad z H. Makowską z 1943 r., w którym aktorka opowiedziała o swoich przeżyciach związanych z wybuchem II wojny światowej oraz pierwszymi miesiącami okupacji niemieckiej w Warszawie. W relacji z pobytu na Pawiaku Makowska wspomniała m. in Alicję Eber – żonę Edwarda Ebera, znakomitego warszawskiego architekta okresu międzywojennego. Alicja i Edward Eberowie po opuszczeniu Polski zamieszkali w Rzymie, tu zmarli i zostali pochowani na cmentarzu Campo Verano. Ich grób już najprawdopodobniej nie istnieje.
Wywiad z Heleną Makowską opublikowany został w Dzienniku Polskim (nr 856, Londyn, sobota i poniedziałek, 24 i 26 kwietnia, 1943 r.). Przypominam go ponownie w całości.
W WIĘZIENIU NA PAWIAKU. ROZMOWA Z HELENĄ MAKOWSKĄ
Chociaż Londyn gromadzi milionowe rzesze mieszkańców, to jednak niektóre nowinki bardzo szybko przedostają się do sfer polskich.
Otóż kilkanaście dni temu, po Londynie rozeszła sie wieść, że do stolicy W. Brytanji przybyła artystka Helena Makowska po trzyletnim pobycie w obozie koncentracyjnym w Niemczech.
W kilka dni później, rozmawiamy ze znaną i uroczą artystką, którą pamiętamy z polskich filmów, jak również ze sceny teatrów stołecznych. Pani Makowska z wrodzonym wdziękiem zaprasza nas do salonu, mieszkania swej przyjaciółki, u której znalazła gościnę po strasznych przeżyciach w Niemczech.
Pierwsze pytania dotyczą wspomnień z karjery artystycznej o których niechętnie mówi artystka. Przypominam jej słynną operetkę w teatrze „Ósma 30” w Warszawie – „Kobieta, która wie, czego chce” jak również „Księżniczkę Cyrkówkę” Kalmanna w której artystka zdobywała laury i była na ustach całej Warszawy. Sięgamy też do dawniejszych czasów z okresu karjery filmowej pani Makowskiej.
Przypominamy sobie takie filmy jak „Czerwony Błazen” Błażejowskiego, „Upiory Warszawy” i kilkadziesiąt innych filmów nakręconych we Włoszech. Wspomnieć należy, że pani Makowska przez długie lata bawiła we Włoszech, pracując w jednej z wytwórni filmowych jako jedyna i pierwsza Polka we Włoszech. Teraz rozmawiamy z wybitną artystką w małym londyńskim mieszkaniu. Z ócz jej, czytamy film, film grozy i tragedji przeżyty w więzieniach i obozach niemieckich. Pani Helena, cichym i melodyjnym głosem, ciągnie ponury scenariusz z przeżytych dni pod czułą opieką „Herrenfolku”. Film ten jest jak gdyby dalszym ciągiem „Czerwonego Błazna” – z Berlina.
… 15 sierpnia wróciłam z Capri do Polski. Zatrzymałam się jeszcze w Krakowie, by nadal upajać sie sztuką architektury… I oto w dniu 1 września budzą mnie spadające bomby. Jestem świadkiem wkraczania pierwszych oddziałów niemieckich, później całych falang i kolumn pancernych. Wrażenie straszne i przygnębiające. Tu w Krakowie, spotykam pierwszych znajomych, literatów, profesorów i kolegów z teatru, wracających ze wschodniej Małopolski. Szukam przeróżnych dróg przedostania się do Warszawy, Warszawy walczącej i krwawiącej. Dnie wolno płyną. Po kapitulacji Warszawy, wracam do stolicy zasłanej gruzami i zgliszczami. Widzę jeszcze płonące domy mojej drogiej Warszawy, zbużone domy na Hożej, mojej ulicy. Jest i mój dom. Wraca też i brat na rowerze z Brześcia, w obdartem, poszarpanem ubraniu. Wśród strasznych ponurych dni, płynie życie w zniszczonej Warszawie w obawie przed aresztowaniami, wywiezieniem do obozów koncentracyjnych i egzekucjami. Każde uderzenie do drzwi, wytrąca mnie z równowagi.
I oto pewnego dnia, los innych podzieliłam i ja. 17 listopada wzywa mnie policja niemiecka i po krótkiej rozmowie, dowiaduję sie że jestem internowana. Gestapowcy wykazują swoją brutalność wrzeszcząc na mnie. Nie pozwalają mi nawet pożegnać się z moim bratem. Z ironją tylko dodają, że oni sami uprzedzą brata o moim wyjeździe z Warszawy, poczem samochodem wywożą mnie na Pawiak.
Przez łzy widzę ulice Warszawy, place, a na chodnikach znajomych. Płaczę w niebogłosy. Gestapowcy z uśmiechem dorzucają: czemu pani płacze? Za trzy miesiące wojna sie skończy! Samochód pędzi dalej, aż wreszcie staje pod bramą Pawiaka. Przeprowadzają mnie na oddział kobiet zwany w gwarze więziennej „Serbją”. Po chwili zamknęły się kraty, usłyszałam zgrzyt klucza, zostałam sama w ponurej, jakże strasznej celi. Zostałam sama, dosłownie sama. Bo nawet zabrano mi torebkę z całą zawartością. Później do mojej celi wepchnięto Francuskę, którą po 4 dniach wypuszczono na wolność. Stale otwierały się drzwi, ustawicznie denerwował mnie zgrzyt klucza, budząc z koszmarnego snu. A do celi wchodziły nowe ofiary.
W celi były 4 prycze. Po kilku dniach, w tych małych ścianach, gnieździło się 15 kobiet wśród przeróżnego robactwa. W tej to celi zaprzyjaźniłam się z panią Niewęgłowską, żoną polskiego attache wojskowego w Rzymie, następnie majorową Koźmińską, którą codziennie badano na śledztwie. Męczono ją po kilkanaście godzin dziennie, nawet do późnych godzin nocnych. Po pewnym przesłuchaniu już nie wróciła. Sądziłyśmy, że poszła na rozstrzelanie. Była to młoda osoba w 27 roku życia – dziennikarka. Przed każdym przesłuchaniem, modliła się ona, mówiąc do nas: Boję się, żeby czegoś nieopatrznie nie powiedzieć i żeby naszej sprawie nie zaszkodzić.
Trzecią więźniarką była żona inż. Ebera, który pozostawił w Warszawie kilkanaście wspaniałych nowoczesnych budowli m. in. był twórcą Kina „Napoleon”. Oprócz tych pań, było też wiele innych obywatelek państw Sprzymierzonych oraz Żydówek z paszportami palestyńskimi. Na ścianie celi prowadziłam swój kalendarz, stawiając kreski i licząc dni niewoli. Jedzenie było starszne, potworne, słowem pomyje. O 5 po południu, już gaszono światła a o 5 rano wzywano nas do apelu.
Rygor był czysto więzienny a w szykanach celowała niestety służba więzienna kobiet. Nie mogę pojąć, dlaczego one były tak okropne i tak nieżyczliwe. W sąsiedniej celi t.zw. izolacyjnej, więziono młodą dziewczynę za zdarcie afisza: „Angljo, oto twoje dzieło”.
Znęcano sie nad nią. Codziennie dolatywał nas szloch i płacz tej biednej dziewczyny. Dla nabrania oddechu, powietrza i wyprostowania kości, wyprowadzano nas codziennie na podwórko więzienne. Musiałyśmy kroczyć w odstępach 5 kroków. Nie wolno nam było w czasie tej przechadzki, zamienić ani słowa. Wśród tego ponurego korowodu, kroczyły też więźniarki zasądzone za kradzież, zabójstwa i morderstwa. Wśród moich koleżanek, poznałam też i Kucharską, która swego czasu zabiła brata. Była to dziewczyna niewinnie wyglądająca, słowem aniołek. Miała tylko pretensje, że ją jeszcze trzymają w więzieniu.
Po dwóch tygodniach sądziłam, że mnie wypuszczą, tem więcej, że już nie wzywano mnie na przesłuchania. Musiałam tylko sprzątać, szorować tak jak i inne towarzyszki niedoli. Nagle pewnego dnia wezwano mnie do kancelarji więziennej. Oświadczono mi, że pojadę na Hożą do swego domu, „Uprzejmi” Niemcy dorzucili, że dają mi 15 minut na spakowanie rzeczy, poczem odjadę zagranicę na wymianę do Anglji. Zawieźli mnie samochodem na Hożą. Znowu widzę Warszawę, Warszawę ponurą i zmienioną do niepoznania. Jest i ulica Hoża. W domu nie zastaję brata.
Pośpiesznie pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, popędzana przez gestapowców, którzy z drwinami patrzyli na mnie. Tym samym autem zawieziono mnie na Pawiak. Pamiętam taką scenę na rogu Alei Jerozolimskich. Na skrzyżowaniu ulic wstrzymano ruch. Tuż koło naszego samochodu, zatrzymał się na rowerze młody chłopiec. Nieszczęsny oparł się ręką o maskę samochodu by nie starcić równowagi. W tym momencie wyskoczył z wozu jeden z Gestapowców i zaczął go okładać z całych sił trzciną. Błagałam go, zaklinałam, ażeby nie znęcał się nad niewinnym chłopcem. Niemiec brutalnie odtrącił mnie i zgryźliwie dodał: niech się Polacy nauczą porządków, teraz my tu rządzimy!…
[podpisane] TO.
W listopadzie 1943 roku, londyński Dziennik Polski obszernie informował o obchodach 25. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Z pierwszych stron gazety dowiadujemy się jak przebiegały oficjalne obchody z udziałem Prezydenta i Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie. Informacje o imprezach organizowanych w środowiskach polskich emigrantów zamieszczano na kolejnych stronach pisma. Wśród nich znalazło się niewielkich rozmiarów zaproszenie na koncert z udziałem Heleny Makowskiej. Informacja ukazała się w numerze 1027 gazety z dnia 12 listopada 1943 r.
ŻYCIE POLSKIE W ANGLII. KONCERT W OGNISKU POLSKIM.
Staraniem Zarządu Ogniska Polskiego oraz sekcji Muzyków Polskich ZASP-u, Gniazdo Londyn, odbędzie się w sobotę dnia 13-go listopada br. o godz. 3-ciej popł. w Sali Ogniska Polskiego, 45, Belgrave Square, S.W.1, dziewiętnasty z serii koncertów organizowanych przez Z.A.S.P. Gniazdo Londyn.
Jako wykonawcy wystąpią: POLSKI KWARTET SMYCZKOWY. Suzan ROZSA, skrzypce – Zygmunt DYMANT, skrzypce – Zygmunt JARECKI, viola – Paweł BLUMENFELD, wiolonczela oraz Helena MAKOWSKA, sopran.
Przy fortepianie Jadwiga SZYMONOWICZ.
W programie: Wieniawski, Purcell, Faure, Puccini, Schubert, Karłowicz, Moniuszko i inni kompozytorowie.
Wstęp wolny – Goście mile widziani.
Tę krótką wzmiankę przypomniałam w jednym z ostatnich numerów NASZEGO ŚWIATA* w związku z 54. rocznicą śmierci aktorki.
Po śmierci Heleny Makowskiej, w polskiej prasie w Londynie ukazała się „notatka” Witolda Zahorskiego, poświęcona zmarłej artystce.
ZGON HELENY MAKOWSKIEJ
Witold Zahorski
Helena Woyniewicz urodziła się w Krzywym Rogu 2 marca 1893 roku. Młode lata spędziła w Warszawie, w dobrobycie zamożnych rodziców, prowadzących w swym stołecznym mieszkaniu dość znany „salon literacki”. Wyszła za mąż za Wacława Makowskiego i mimo, że małżeństwo to stosunkowo szybko rozpadło się – nazwisko męża stało się nazwiskiem scenicznym Heleny, zachowanym na resztę życia. A to życie – to szereg sukcesów na wielu polach.
Jeszcze przed pierwszą wojną światową Helena udała się do Włoch, aby kształcić się w „bel canto”. Studiowała u znanego w tych czasach profesora Astolfo Pescia. Wydarzenia wojenne nieoczekiwanie i dość przypadkowo skierowały ją do filmu. Stała się gwiazdą filmu włoskiego. Współpracowała przede wszystkim z wytwórnią „Ambrosio”. Miała też przez pewien okres kontrakt z „Ufą”.
W okresie niepodległości kilkakrotnie przyjeżdżała do Polski. Grała tu w filmach „Czerwony błazen” i „Upiory Warszawy”. Występowała w teatrze warszawskim „8.15”. Mam oto przed sobą program z jej występów w tym teatrze w operetce „Księżna Fedora”. Nazwisko Heleny Makowskiej – sensacji teatru – wybite tłustym drukiem. Inne nazwiska z tej operetki, reżyserowanej przez Witolda Zdzitowieckiego, w dekoracjach Ludwika Wiecheckiego, to Józef Redo, Zbyszko Rakowiecki, Zofia Ordyńska, Bożena Alesso, Jerzy Liedke, Konrad Ciborski, Władysław Walter, Marian Kielarski.
Po karierze filmowej i teatralnej wróciła Helena Makowska do Włoch, do śpiewu. Marzyła się jej kariera operowa, przygotowywała różne role.
Wybuchła druga wojna światowa. Makowska po drugim małżeństwie, też nieudanym, była obywatelką brytyjską, przyjaciele radzili więc, aby opuściła Włochy. Gdzież Makowska kieruje się w ten burzliwy czas? Do Polski. Ale tu została aresztowana przez gestapo, więziona w Warszawie, następnie w Berlinie. Jako obywatelka brytyjska trafiła w końcu do Anglii. W czasie wojny Makowska nie mogła siedzieć spokojnie. Była artystką, pociągała ją znów scena, a że polskie teatry były tylko wojskowe, więc poznali ją żołnierze pierwszej polskiej dywizji pancernej.
Zakochana we Włoszech, związana z Włochami wspomnieniem sukcesów swych najpiękniejszych lat, wróciła do Rzymu, w którym pozostała do swych ostatnich dni.
Jeszcze zagrała w filmie „Waliza snów”, reżyserowanym przez Cominciniego, jeszcze różne plany – już ostatnie.
A potem – samotne życie i jeszcze bardziej samotna śmierć. Schorowana, ze złamaną nogą, przerzucana z jednego szpitala do drugiego, nie zawiadamiała znajomych o stanie zdrowia, nie chciała aby widziano ją schorowaną i starą.
Ambasada brytyjska w Rzymie, powiadomiona o chorobie Makowskiej, obywatelki brytyjskiej, odmówiła zainteresowania się nią, przypomniała tylko, że po śmierci trzeba oddać do ambasady paszport brytyjski…
Makowska, niemal agnostyczka za życia, zdążyła jeszcze wyspowiadać się przed śmiercią, której spodziewała się i której oczekiwała.
Oczy zamknęła jej włoska zakonnica w podrzymskiej klinice dla nieuleczalnie chorych. Stało się to dnia 22 sierpnia. Pogrzebem zajęła się Włoszka, gospodyni mieszkania, w którym artystka mieszkała jako sublokatorka. Odbył się on z komplikacjami. Ustalony na przedpołudnie 25 sierpnia, został następnie przełozony na popołudnie, gdyż tego samego dnia wieczorem miano chować Togliattiego i robotnicy cmentarni byli zajęci. Następnie przez pomyłkę wstawiono trumnę do innego grobu w kwaterze konfraterni, trumnę więc potem przesunieto. W tej ostatniej drodze towarzyszyły Helenie Makowskiej tylko cztery osoby: owa gospodyni Włoszka z mężem i para Polaków-dziennikarzy: Zofia Hoffer z polskiej sekcji włoskiego radia i autor tej notatki.
Cieszyła się zapewne, że dziennikarze towarzyszą jej do ostatniej chwili i że za ich sprawą na tablicy nagrobnej rzymskiego Campo Verano pod imieniem i nazwiskiem Heleny Makowskiej zostały dodane słowa: „Attrice Polacca”.
W 2014 roku w Rzymie miałam przyjemność współorganizować obchody 50. rocznicy śmierci Heleny Makowskiej, na które przybyła p. Alina Bala – autorka książki pt. Helena Makowska. Zapomniana gwiazda. Z tej okazji Dwutygodnik Informacyjny dla Polaków we Włoszech NASZ ŚWIAT zamieścił obszerny artykuł p. Aliny Bali poświęcony aktorce (nr 14/2014).
W kolejnym numerze NASZEGO ŚWIATA (15/2014) ukazała się relacja z dwudniowych obchodów 50. rocznicy śmierci artystki.
W pierwszym dniu uroczystości (21.08.2014) odbyło się spotkanie na cmentarzu Campo Verano, podczas którego przypomniano m.in. pośmiertny artykuł W. Zahorskiego pt. „Zgon Heleny Makowskiej”, złożono kwiaty i zapalono znicze przy grobie artystki oraz modlono się w jej intencji.
Drugi dzień obchodów, przypadający w 50. rocznicę śmierci (22.08), rozpoczął się Mszą św. w polskim kościele pw. św. Stanisława B.M. w Rzymie. Po Mszy św., w Auli Jana Pawła II odbyło się spotkanie z p. Aliną Balą – autorką książki o Helenie Makowskiej.
Rzymskie obchody, poprzedzone wielomiesięcznymi przygotowaniami, w zasadniczy sposób przyczyniły się do przypomnienia sylwetki Heleny z Woyniewiczów Makowskiej – polskiej gwiazdy kina światowego.
ZAKOŃCZENIE
Na zakończenie, pragnę polecić materiały związane z Heleną Makowską, znajdujące się w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego (NAC) i Biblioteki Cyfrowej POLONA. Przeglądając je, należy pamiętać, że w historii filmu polskiego były dwie Heleny Makowskie: bohaterka niniejszej prasówki Helena z Woyniewiczów Makowska oraz Helena z Makowskich Fijewska – żona aktora Tadeusza Fijewskiego. Np., po wpisaniu w wyszukiwarkę NAC hasła “Helena Makowska”, wyświetlają się materiały na temat obu aktorek.
Heleny Makowskie w zbiorach NAC>>>
Helena z Woyniewiczów Makowska w zbiorach Biblioteki POLONA>>>
ALBUM RODZINNY Heleny z Woyniewiczów Makowskiej w zbiorach POLONY>>>
*Ostatni numer NASZEGO ŚWIATA ukazał się w czerwcu 2019 r. (nr 5(311)/2019). Po piętnastu latach działalności, Dwutygodnik Informacyjny dla Polaków we Włoszech przestał istnieć. Niektóre jego numery znajdują się w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie. Nie są prowadzone również strony internetowe NASZEGO ŚWIATA: pierwsza – www.naszswiat.net i kolejna – www.naszswiat.it. Niektóre materiały opublikowane na www.naszswiat.it są jeszcze dostępne online.
Oprac. Agata Rola-Bruni
O HELENIE MAKOWSKIEJ NA NASZEJ STRONIE CZYTAJ RÓWNIEŻ:
“IL VERANO. PARADISO DEGLI ARTISTI”>>>
RZYM: Gelaria Sztuki Współczesnej – wystawa z polskim “akcentem”>>>
Commenti