16 września 2023 odszedł na Wieczną Wartę porucznik Witold Szmidt, żołnierz 3 Dywizji Strzelców Karpackich weteran walk o Monte Cassino. Mieliśmy wielki zaszczyt znać osobiście Pana Witolda i cieszyć się Jego Przyjaźnią. Za zgodą Czcigodnej Pani Kazimiery Janoty-Bzowskiej publikujemy Jej list do Krzysztofa Piotrowskiego, który najlepiej oddaje, kim dla szerokiego grona ludzi był Pan Witold Szmidt.
Londyn 13 października 2023
Odchodzą ostatni Mohikanie niezwykłej wojennej przeszłości
Dzień pogrzebu prezesa Związku Karpatczyków 3 DSK Witolda Szmidta nie był dla mnie łatwym dniem. Choć starałam się odwracać myśli od rzeczywistości, nie udało mi się omijać emocji na widok tak wielu ludzi, miejsc, które łączyły się z naszymi, Witka i moimi przez te wszystkie lata. Nie tylko jako prezesa i sekretarza, bo nas łączyły poprzednie lata, poprzednie spotkania z różnych okazji. Były to opłatki karpackie jeszcze sprzed mojej funkcji w Zarządzie Głównym Związku Karpatczyków 3 DSK. Były to wyjazdy na Piedimonte San Germano, Monte Cassino, do Ankony, Bolonii zanim poznawałam Karpatczyków, gdy jeszcze wtedy stawiałam pierwsze kroki w poznawaniu tej dywizji przez przygodnych znajomych, przyjaciół.
Przez prawie 40 lat byłam ich korespondentem, reporterem. 11 października wyjechaliśmy samochodem do Reading, do kościoła na uroczystości pogrzebowe. W noszeniu trumny tak w kościele jak i w krematorium brali udział członkowie Grupy”First to Fight” w pełnym umundurowaniu wojennych battledressów pod nadzorem zakładu pogrzebowego we frakach i cylindrach.
Na ustawionej na katafalku trumnie leżał jego kombatancki beret i na poduszce odznaczenia wojskowe: Krzyż Walecznych, Krzyż Monte Cassino, inne wojenne i cywilne, nadawane obecnie. Wieniec od rodziny z białych kwiatów, róż i goździków oraz wieńce od ataszatu Wojska Polskiego przy ambasadzie w Londynie, od Karpatczyków 3 DSK, od Grupy Rekonstrukcji Historycznej „First to Fight”, od Szkoły Podstawowej w Nowej Rudzie Nr.1 oraz inne wiązanki i bukiety leżały wokół trumny.
Msza św. pogrzebowa została odprawiona po polsku przez ks. Rafała Jarosławskiego, proboszcza kościoła p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Reading. Dwa sztandary kombatanckie przybyły z dalszych części Anglii. Jednym pocztów sztandarowych był wnuk Mariana Tomaszewskiego, artylerzysty walczącego o Piedimonte San Germano, żołnierza 6 pułku Dzieci Lwowskich, dzięki któremu stanął pomnik poległych o San Germano. Witold we wszystkich uroczystościach na tym wzgórzu brał udział. W przemówieniach nad trumną, księdza Rafała Jarosławskiego, przewodniczącego Grupy „First to Fight” Przemysława Świderka, w odczytaniu listów przez płk Tomasza Ferfeckiego, attaché Wojska Polskiego przy ambasadzie w Londynie przypominano wojenne bohaterstwo Witolda Szmidta.
Jako łącznościowiec na froncie, podobnie do innych żołnierzy był narażony na różne przypadłości na polach walk. O tym przypominały listy przesłane z kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, konsula generalnego i od ataszatu Wojska Polskiego przy ambasadzie w Londynie. Na wejście trumny odegrano z taśmy „Czerwone maki na Monte Cassino” i na wyjście z kościoła „Brygadę Karpacką”„Myśmy tutaj szli z Narwiku”. W kaplicy krematorium odbyły się uroczystości rodzinne, przy udziale czterech córek Witolda. Jedna przybyła z rodziną z Kanady. Były to wspomnienia o ojcu, dziadku, o przyjacielu wszystkich, którzy go znali. Tradycyjnie po angielsku odtwarzano jego życie – „Celebration of Life”.
Na zawieszonych ekranach z pamiątkowych zdjęć można było oglądać młodość Witolda i jego liczne, szczęśliwe rodzinne spotkania. Podczas wspomnień przez rodzinę, śpiewu psalmów, czytaniu poezji, śpiewu znanej wojennej piosenkarki Damy Very Lynn „Spotkamy się kiedyś, nie wiemy kiedy, nie wiemy gdzie”, na warcie przed trumną stali umundurowani w battledressy członkowie Grupy takie, jakie nosił Witold podczas wojny. Sztandary oddawały mu ostatni hołd. Witold odchodził z garstką ziemi z Monte Cassino przez Grupę przywiezionej z pola walk.
W małym salonie księdza Rafała, kapelana Grupy „First to Fight”, zakochanego w historii polskiej, w obrazach, pamiątkach po kombatantach wszystkich formacji wojennych i wojskowych można było zmienić tło dzisiejszego dnia, ze smutnego na przyjazną naszą przeszłość z Witkiem. Pogrzeb jego był niezwykle wzruszający. Pamiętaliśmy, że zawsze chętnie brał udział we wszystkich spotkaniach towarzyskich i uroczystościach. Zawsze był niezależny, wspaniały, hojny, rodzinny, dżentelman. Pozostawił po sobie wspaniałe dziedzictwo. Przez te kilka lat jako prezes był częścią naszego życia. Swoją skromnością, spokojem, uśmiechem zjednywał sobie przyjaciół i myśmy do nich należeli. To były dobre, szczęśliwe lata i takie chcemy zapamiętać. Cześć Jego Pamięci.
Kazimiera Janota-Bzowska
Commenti