Książka Mariana Brandysa pt. “Nieznany książę Poniatowski” przybliża sylwetkę bratanka ostatniego króla Polski – księcia Stanisława Poniatowskiego, zmarłego we Florencji 13 lutego 1833 r. Poniżej przedstawiamy fragmenty pierwszego rozdziału, w którym autor opisuje “jak zawarł znajomość” z bohaterem książki.
Marian Brandys o powstaniu książki (fragm. rozdziału pt. „Pierwsze spotkanie”)
Znajomość z bohaterem tej książki nawiązałem przed dziesięciu laty, kiedy podróżowałem po Włoszech (…) W drodze powrotnej z Rzymu do kraju zatrzymałem się na dzień we Florencji z zuchwałym zamiarem obejrzenia w ciągu kilkunastu godzin wszystkich zabytków tego miasta-muzeum. Oprowadzał mnie miejscowy rzeźbiarz, którego jeszcze w Rzymie zarekomendowano mi jako człowieka świetnie znającego Florencję, a przy tym interesującego się florenckimi „polonikami” (…) Pod koniec tego kulturalnego maratonu, kiedy byłem już na wpół żywy ze zmęczenia, nieubłagany cicerone zaciągnął mnie do odległego i rzadko odwiedzanego przez turystów kościoła św. Marka. W przylegającym do kościoła klasztorze Dominikanów obejrzałem pięknie zachowane freski Fra Angelico oraz celę Savanaroli – równie ponurą jak jej dawny lokator. Ale prawdziwa sensacja czekała na mnie w samym kościele. W jednej z bocznych naw zelektryzowały mnie słowa przewodnika: „Stoi pan przed grobem księcia Stanisława Poniatowskiego, bratanka ostatniego króla Polski”.
Początkowo sądziłem, że rzeźbiarzowi coś się pokręciło w jego wiedzy o Polsce. Bo do owego momentu byłem najgłębiej przekonany, że Stanisław August miał tylko jednego bratanka – sławnego ks. Józefa. (…)
Ale przewodnikowi nic się nie pokręciło. We florenckim kościele Św. Marka – z napisu na ozdobnym grobowcu dowiedziałem się po raz pierwszy, że ostatni król Polski miał –poza księciem Józefem – jeszcze drugiego starszego bratanka: księcia Stanisława Poniatowskiego.
Rzeźbiarz niewiele umiał mi powiedzieć o tej postaci. Wiedział tylko, że książę wyemigrował do Włoch jeszcze przed upadkiem szlacheckiej Rzeczypospolitej i że zasłynął później we Florencji jako filantrop i zbieracz dzieł sztuki. Znacznie wiecej można się było dowiedzieć z charakterystycznych scenek rodzajowych, wyrzeźbionych na książęcym grobowcu, ale nie znając życiorysu księcia – nie potrafiłem ich wówczas należycie odczytać. (…)
Drugie spotkanie z księciem Stanisławem nastąpiło w parę lat później – w Paryżu (…)
Trzecie spotkanie odbyło się w kraju (…)
Poztanowiłem uwolnić się raz na zawsze od depczącej mi po piętach osiemnastowiecznej postaci. (…)
W wyniku tych amatorskich poszukiwań dossier nieznanego księcia Poniatowskiego urosło do sporych rozmiarów.
Niestety, nie są to materiały kompletne. Jest w nich wiele dotkliwych luk, których nie miałem czym wypełnić. Nie znam zawartości archiwum rodzinnego książąt Poniatowskich z Monte Rotondo w Paryżu. Nie udało mi się dotrzeć do akt miejskich Rzymu i Florencji ani do starych gazet włoskich z przełomu XVIII i XIX wieku.
Ale co robić? Jestem tylko reporterem i nie mam tyle czasu i cierpliwości co historycy. Ostatecznie i to, co zebrałem, wystarcza do wyrobienia sobie ogólnego sądu o ks. Stanisławie Poniatowskim, który różnił się prawie pod każdym względem od swego kuzyna księcia Józefa, ale był postacią równie jak tamten interesującą i równie charakterystyczną dla swego czasu. Dlatego zgodziłem się (…) że portret ks. Stanisława, choć ledwie naszkicowany, warto zaprezentować czytelnikom.
Commenti